2 komentarze:

Ola Loobeensky pisze...

Wiesz, ja owszem, focę lomowym fisheyem, niemniej jednak kolory zazwyczaj dostaję względnie adekwatne do tego, jaką mam kliszę i jak one wyglądały faktycznie irl. Chyba, że crossuję, tzn. w labie mi crossują.

W związku ze stylistyką lomo, na tyle, na ile ją poznałam, wydają mi się trzy rzeczy:
*w większości przypadków albo foty wychodzą nie do końca ostre, lub nieostre tam, gdzie owej ostrości potrzeba
*do tego jeszcze poprzepalane w najjaśniejszych partiach, chociaż to pewnie też wina mojej ciapowatości w doborze właściwych filmów. Poza tym histogram u mnie najczęściej jest ostro spierniczony.
*co do samej kolorystyki zaś: kolory są jakby "ciężkie", nasycone bardziej, niż normalnie w ciemniejszych partiach obrazu, niebieski wygląda, jakby robiono go z polarem, czerwony jest wręcz karmazynowy, a twarze podbarwione są pomarańczowo-żółtym.

PS Używałeś wyostrzania filtrem górnoprzepustowym albo regulowania wyrazistości? To znaczy, to się tak nazywa w PSP, nie wiem, czy w PSie inaczej, ale efekty, jako że sama ich używam, rozpoznaję ;)
PS 2 Nie każdy lomoparat winietuje.
PS 3 Twoje lomo jest za dobrej jakości ;) Żadna plastikowa puszka nie wyciągnie takich zdjęć - ziarnistość musi być! Tym bardziej, że lomo foty zazwyczaj skanuje się w warunkach domowych. Tzn. ja mam takie wrażenie, kiedy patrzę na zdjęcia z lomography i swoje (Epson V200).

magda.pilecka pisze...

lubie drugie.